W świecie, w którym żyjemy dobroć bywa postrzegana jako naiwność. Mówimy: „wszystko ma swoje granice”… Wobec takiej rzeczywistości św. Siostra Faustyna staje przed nami z całkiem odmienną propozycją. Lata pracy wśród ludzi to kopalnia przemyśleń i życiowych wniosków. Chce byśmy zaczerpnęli z bogactwa jej przeżyć, które choć miały miejsce prawie 80 lat temu, to nie tracą na swej aktualności. Podejmijmy więc ten krótki kurs w szkole św. Siostry Faustyny. Ona uczyła się bycia w relacjach od Najlepszego Mistrza, czyli samego Jezusa…
Siostra Faustyna zapisała w swoim Dzienniczku: Kiedy przychodzą do furty drugi raz ci sami ubodzy, obchodzę się z nimi z większą łagodnością i nie daję im poznać, że już raz byli, aby ich nie krępować, a oni mi wtenczas śmiało mówią o swych dolegliwościach i potrzebach. Chociaż siostra N. mówi mi, że tak się nie postępuje z dziadami, i zatrzaśnie mi przed nosem drzwi, ale jak jej nie ma, obchodzę się z nimi tak, jakby postąpił z nimi mój Mistrz. Czasami więcej się daje nie dając nic, aniżeli dając wiele, ale w sposób szorstki (Dz. 1282). Pokazuje nam ona jak ważny jest sposób czynienia miłosierdzia. Jest on tak ważny, że – jak przed chwilą usłyszeliśmy – czasami więcej się daje nie dając nic, aniżeli dając wiele, ale w sposób szorstki. W sposób szorstki, a więc bez szacunku, bez dobroci w stosunku do osoby, której coś dajemy. Możemy nawet dużo dawać, a w sercu mieć pogardę dla drugiego człowieka, traktować go jak kogoś gorszego. Może być również tak, że dajemy niewiele albo i nic, ale dajemy swoje serce, obdarzamy szacunkiem i miłością, współczuciem, zrozumieniem. Tak dobrze rozumiemy wtedy słowa s. Faustyny: czasami więcej się daje nie dając nic…. Tak naprawdę, w spełnianiu uczynków miłosierdzia istnieje nie tylko to, co czynimy, ale też jak, w jaki sposób to czynimy. Czasami wystarczy jedno słowo, jeden gest, ale pełen szacunku i dobroci, aby podnieść kogoś na duchu, dodać mu nadziei na lepsze jutro.
Dawanie – nawet wiele – ale w sposób szorstki, bez dobroci, odpycha, wywołuje u otrzymującego poczucie upokorzenia, a w konsekwencji nawet odrazy.
Gdzie i u kogo trzeba nam szukać wzorców do bycia dobrym? W czym przejawia się owa dobroć? Na czym polega i jakie rodzi owoce? Na te pytania spróbujemy odpowiedzieć wpatrując się w najlepszego nauczyciela, jakim jest Jezus oraz Jego wierną uczennicę św. Siostrę Faustynę.
Cokolwiek uczynił Jezus – dobrze uczynił. Przeszedł dobrze czyniąc. W obejściu był pełen dobroci i miłosierdzia. Krokami Jego kierowała litość. Nieprzyjaciołom okazywał dobroć, uprzejmość, wyrozumiałość, potrzebującym pomoc i pociechę. W tym miesiącu postanowiłam sobie wiernie odzwierciedlić w sobie te rysy Jezusa, chociażby mnie to wiele kosztować miało (Dz. 1175) – te słowa z Dzienniczka św. Siostry wskazują nam osobę, w której winniśmy szukać wzoru do naśladowania w byciu dobrymi. Całe życie Jezusa opisane na kartach Pisma Świętego ukazuje nam wielość sytuacji, w których daje się zauważyć ten szczególny Jego rys – dobroć. Pozostawał On cały czas w relacji z Ojcem, trwał w Jego miłości i to czyniło Go zdolnym do tego, by stawać się dla innych obrazem i odbiciem miłosierdzia Ojca pełnego dobroci. Podobnie i my, stając się w Chrystusie dziećmi Ojca Niebieskiego, jesteśmy wezwani do tego, by to od Niego czerpać siły do pełnienia uczynków miłosierdzia. To sam Jezus będąc dla nas wzorem dobroci jest jednocześnie jej źródłem, to od Niego mamy się uczyć, jak być dobrym dla innych i tylko On może nam udzielić łaski do tego, by to wprowadzać w życie. Dobroć jako łaska – rozumiana tak, jak się nią teraz zajmujemy – ogólnie nie jest nazbyt ceniona, a w istocie ma ona o wiele większe znaczenie, niż by się to nam wydawało. Patrząc na nią właściwie musielibyśmy powiedzieć, że dobroć jest najważniejszą sprawą Bożą na świecie – o nią Panu Bogu chodzi najbardziej (Faber F., Dobroć, Warszawa 2002). Powszechnie mówi się o empatii czy altruizmie jako przejawach dobroci. Na płaszczyźnie antropologicznej ma to swoje uzasadnienie i warto korzystać z dorobku nauk społecznych w poszerzaniu horyzontów patrzenia na świat. Nade wszystko jednak wpatrywanie się w Jezusa i usilna modlitwa o łaskę bycia dobrym to postawa człowieka wiary, który z Boga czerpie moc
do miłowania bliźnich.
Idąc krok dalej, możemy zapytać się: w jaki sposób Jezus wyrażał swoją dobroć? Czy możemy powiedzieć na czym polegała dobroć Jezusa? Odpowiedź na to pytanie, będzie wskazówką dla nas, będzie drogowskazem ukazującym przejawy miłości miłosiernej, które mogą stać się także treścią naszego życia. Kiedy przyglądamy się życiu Jezusa nie sposób nie zauważyć owej delikatności w czynieniu dobrze innym. Jezus nigdy nie zmuszał do przyjęcia Dobrej Nowiny, nie szukał chętnych do uzdrowienia, nie nauczał z pozycji ex catedra. Ludzie sami do niego przychodzili, a każde spotkanie z Nim budziło w nich nie tylko potrzebę uzdrowienia fizycznego, pragnienie nawrócenia serca. Zawsze był jako ten, który służy – ale także dobry pasterz strzegący czule swego stada. Owa delikatność i uprzejmość jest tym, czego możemy uczyć się od naszego Mistrza z Nazaretu. W życiu Jezusa to postawa dobroci sprawiała, iż inni na ogół przyjmowali dar miłosierdzia, jakim chciał ich obdarzyć. Nawet niewierzący czy uparci grzesznicy byli poruszeni ową delikatnością, z jaką zbliżał się do nich i wówczas sami zaczęli mówić Mu o swoich potrzebach. Ta delikatność – jak pisze ks. Edward Staniek – to szczególne uwrażliwienie na wewnętrzne potrzeby, pragnienia i nastroje drugiego człowieka; jest to sztuka zrozumienia innych. Posłużę się obrazem. Człowiek jest jak księżyc, który obraca się po trzech orbitach, jedna orbita to obrót wokół jego osi, jest to jego własny świat. Druga orbita wiedzie wokół ziemi a trzecia razem z ziemią kręci się wokół słońca. Otóż delikatność jest zdolnością liczenia się nie tylko z obrotem wokół własnej osi, bo tak kręci się egoista, ale jest umiejętnością kręcenia się wokół drugiego człowieka, czyli wokół ziemi, to jest właśnie owa czułość na jego wewnętrzne potrzeby, owa właściwa odległość, którą należy zachować. Delikatność jest umiejętnością dostosowania się do drugiego człowieka, do jego wewnętrznych potrzeb, często na zewnątrz nieujawnionych. I dopiero razem możemy bezpiecznie wędrować wokół Boga, który jest zawsze Słońcem. Jeśli te trzy orbity są zharmonizowane, człowiek jest szczęśliwy, jeśli kręci się tylko wokół siebie, a nie liczy się z tymi dwiema pozostałymi orbitami, nigdy nie będzie szczęśliwy (Staniek E., Kazania katechizmowe, Kraków 2003).
Prośmy św. Siostrę Faustynę, by szczególnie dziś, 5 października czyli w kolejną rocznicę jej przejścia do nieba, sprawiła, że każdy z nas będzie chciał żyć w myśl jej słów: Uczę się być dobrą od Jezusa (Dz. 699).
s. M. Diana Kuczek ISMM