Uznawano ich za szczęśliwych mimo tego, co oni przedtem ucierpieli; a dziękowano, że nie szkodzą, choć przedtem krzywd doznali (Mdr 18, 2) – tak Pismo św. przedstawia historię Izraela – Narodu Wybranego, który wychodząc z Egiptu, ziemi niewoli, doświadczał wielu trudności na drodze do Ziemi Obiecanej. My również, chrześcijanie XXI wieku jesteśmy ludem kapłańskim, Bogu na własność przeznaczonym i spotykają nas poniekąd losy naszych ojców w wierze, choć mają one inny wymiar historyczny czy socjologiczny. Cierpienie, krzywda i nasza postawa wobec nich wciąż są tematem wielu dyskusji i rozważań o naturze egzystencjalnej. Jak mamy się zachowywać wobec sytuacji powtarzających się zniewag i krzywd zadających głębokie rany? Kościół wzywa nas, by krzywdy cierpliwie znosić. Co to znaczy dla mnie? Czy mam przysłowiowo chować głowę w piasek i milczeć na zło wokół mnie? A może mam walczyć nieugięcie ze swym krzywdzicielem nie stosując się do żadnych zasad? Trzeba się nam pochylić nad tym uczynkiem miłosierdzia, by pojąć jego sens i głębię.
1. Przestrzeń i czas znoszenia krzywd
Kiedy uzmysławiam sobie, jak szeroka jest przestrzeń, gdzie przychodzi mi znosić krzywdy i zmierzać się z ich skutkami, to słowa z Mądrości Syracha są dla mnie wielkim pokrzepieniem: Cierpliwy do czasu dozna przykrości, ale później radość dla niego zakwitnie (Syr 1, 22). Czym jest więc krzywda? Czy oznacza ona umyślne działanie powodujące cierpienie mojego brata lub siostry? Odpowiedź nie może być jednoznaczna, ale to nie oznacza, że to pojęcie jest relatywne. Z pewnością musi nam towarzyszyć świadomość wielkiej różnorodności charakterów, temperamentów, uwarunkowań środowiskowych każdego człowieka. Bywa więc tak, że to co dla jednego jest rzeczą zwykłą, dla drugiego jest nie do zniesienia i powoduje poczucie skrzywdzenia. Oczywiście są normy obiektywne, które dotyczą wszystkich, jednak w codziennych relacjach często gwóźdź niezgody tkwi w szczegółach. Każdy człowiek jest inny, moim zadaniem jest uszanowanie jego niepowtarzalności, często wyrażające się w przymróżeniu oka na to, co według mojej subiektywnej opinii, bywa niewłaściwe. I to już jest cierpliwe znoszenie krzywd. Niekoniecznie musi tu chodzić o wielkie sprawy: czasami może mnie drażnić nietypowy styl bycia, wysławiania się czy nawet ubiór drugiego. Dopóty nie jest to zło w sensie moralnym, wezwany jestem, by cierpliwie znosić drugiego, choć może mi się wydawać to wielką krzywdą dla mojego egoizmu? A nawet, gdy mają one wydźwięk pejoratywny, to ciągle aktualne pozostaje wezwanie, by krzywdy cierpliwe znosić, co wcale nie oznacza bierność wobec krzywdziciela.
W środowisku rodzinnym spotykamy się z odmiennymi poglądami, potrzebami i sposobami reagowania. Czasami trudno o wzajemne zrozumienie i jasną komunikację, bo uczucia zaciemniają trzeźwe patrzenie na sytuację i każdy chce pozostać przy swoim zdaniu. Stąd tutaj tak łatwo o krzywdzenie się trwające latami, wydawałoby się bez końca, bo wspólne zamieszkiwanie pod jednym dachem daje ciągle nowe okazje do wzajemnego ranienia się. Rany powstałe w wyniku tego bywają głębokie, bo wyrządzone przez najbliższe człowiekowi osoby: ojca, matkę, rodzeństwo czy same dzieci.
Kolejnym miejscem znoszenia krzywd jest środowisko pracy, dziś tak często mówi się o zjawisku mobbingu. Wszelkie zbyt długotrwałe sytuacje stresowe mają czasami dramatyczne skutki dla życia poszczególnych pracowników. Jeśli braknie gotowości do zrozumienia i szanowania swoich często rozbieżnych poglądów, to praca staje się dla niejednego udręką. W każdym środowisku bywają trudne relacje, z którymi trzeba się nam zmierzać.
Św. Siostra Faustyna zanotowała w swoim Dzienniczku: Kiedy się żegnałam z siostrami i już miałam odjechać, jedna z sióstr bardzo mnie przepraszała, że mi tak mało dopomagała w obowiązku i że nie tylko mi nie dopomagała, ale że się starała zawsze utrudniać. Jednak ja ją w duszy uważałam za dobrodziejkę wielką, bo wyćwiczyła mnie w cierpliwości; do tego stopnia mnie ćwiczyła, że jedna ze starszych sióstr wyraziła się tak – że siostra Faustyna to albo głupia, albo święta, bo naprawdę przeciętny człowiek nie zniósłby tego, żeby tak ktoś stale robił na przekór. Ja jednak zawsze zbliżałam się do niej z życzliwością. Starała się ta pewna siostra tak utrudniać mi pracę w obowiązku, tak że pomimo mojego wysiłku, udało się jej nieraz coś zepsuć z tego, co było dobrze zrobione – jako mi sama przy pożegnaniu zeznała, przepraszając mnie bardzo. Nie chciałam wnikać w intencje jej, ale brałam to, jako doświadczenie Boże…(Dz. 632).
Natomiast w przyjaźni, gdy będziemy postrzegać innych tylko przez pryzmat zysków, jakie można czerpać z tej relacji, to szybko się ona skończy. Okaże się, że to tak naprawdę nie była przyjaźń tylko załatwianie interesów, bo prawdziwa relacja akceptuje, a nawet zakłada cierpienie, które może powstać w wyniku odmienności dwóch bliskich sobie osób1. Wzywa ona do wzajemnego znoszenia się i zjedzenia razem nie tylko jednej przysłowiowej beczki soli.
Jezus mówił: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Często tym krzyżem może być cierpliwe znoszenie krzywd ze strony innych. Chodzi o to, aby przestać oczekiwać, że to inni się zmienią i uparcie żądać od nich przemiany, iluzorycznie łudząc się, że taka jest wizja szczęśliwego życia2. Wymaganie od innych, by byli tacy jacy nam się wydaje, że mają być, to postawa nie z ducha Jezusa ale ułuda tego świata, która nie prowadzi do niczego. Pierwszym krokiem do lepszego życia jest zmiana siebie. Stąd powinno się zrezygnować z łatwego osądzania innych, bo dopiero wtedy, gdy podejmiemy trud pracy nad sobą, będzie nam łatwiej zrozumieć bliźnich i znosić krzywdy przez nich zadawane. Wtedy dopiero będziemy mogli przeżyć znoszenie rzeczywistych krzywd, a nie urojonych, jakie mogą się tworzyć w naszym umyśle.
Nade wszystko ten uczynek jest cnotą ewangeliczną, specyficznie chrześcijańską, o ile nie praktykuje się go dla osobistych celów, lecz tylko dla uczynienia zadość przykazaniu miłości braterskiej, ponieważ wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego Boga, który chciałby nas widzieć podobnymi do siebie, a On jest przecież „łagodny i miłosierny” (Ps 145, 8), chce też, żebyśmy byli jak najdokładniejszym odbiciem Jego Syna, który oddał swe życie na krzyżu, żeby nas wybawić od śmierci wiecznej3.
2. Sposoby i owoce cierpliwego znoszenia krzywd
O Mojżeszu, który wiele cierpiał, św. Paweł napisał: Uważał bowiem za większe bogactwo znoszenie zniewag dla Chrystusa niż wszystkie skarby Egiptu, gdyż patrzył na zapłatę (Hbr 11, 26). Dzięki wierze w moc Boga udało Mu się wyprowadzić lud z niewoli egipskiej i znieść wiele utrapień. Właśnie wtedy, kiedy żyję głęboką świadomością tego, że cokolwiek by się działo Pan jest ze mną i On jako jedyny zawsze staje po stronie sprawiedliwego, jestem w stanie znieść cierpliwie zadawane mi krzywdy. Nie chodzi o to, żeby przemilczać zło, które dotyka nieraz całe narody, żeby nie reagować, bo to doprowadziłoby niejednokrotnie do samozagłady. Trzeba nam tutaj niesamowitej mądrości, by umieć rozeznać naszą postawę w wymiarze indywidualnym czy wspólnotowym. Zawsze dokonujemy wyboru: możemy protestować lub cierpliwie znosić krzywdy4. Kiedy wiem, że to sam Bóg jest dla mnie źródłem siły i to w Jego ramionach mogę się skryć, to wówczas nie złamie mnie żadna ludzka nawałnica. Wiem, Kto mnie stworzył, Kto jest skałą, na której mogę się wesprzeć, stąd nic ani nikt nie może zadać mi śmierci, a nawet jeśli powali mnie na ziemię, to wstanę mocą Zmartwychwstałego. W cierpieniach nie szukam pomocy u stworzeń, ale Bóg mi jest wszystkim – pisze św. Siostra Faustyna – chociaż mi nieraz się zdaje, że i Pan mnie nie słyszy; uzbrajam się w cierpliwość i milczenie, jako gołąb nie skarży się ani ma żalu, kiedy mu dzieci biorą. Chcę szybować w sam żar słońca i nie chcę się zatrzymywać na oparach. Nie ustanę, bo na Tobie oparłam się – Mocy moja (Dz. 209). Moje centrum jest w Bogu, który mieszka w moim sercu, stąd ten uczynek miłosierdzia wymaga szczególnej asystencji Ducha Świętego, bo tylko Duch Święty może mnie uzdolnić do cierpliwego znoszenia krzywd. Zresztą niesie on w sobie nadzieję, że ten, kto był dla nas uciążliwy i ciągle w nas uderzał, również kiedyś zwróci się do Boga, że się przemieni mocą łaski Bożej. Ta nadzieja głęboko zakorzeniona w sercu, połączona z pamięcią na obecność Boga w każdej chwili naszego życia to fundamenty cierpliwego znoszenia krzywd.
Dalszym krokiem jest umiejętność odpierania niesłusznych ataków ze strony innych, a nawet ich unikanie. Nie chodzi jednak o to, żeby uciekać przed konfrontacjami ani o to, by wystawiać się na strzały. Dzięki odwadze ma się w nas ukształtować cierpliwość, która mając swoje korzenie w Bogu wzmacnia odporność na uderzenia. Jezus zostawił nam tego doskonały przykład. Atakowano Go mocno, ale tak odpowiadał, że bano się Go pytać. Kompromitował swoich wrogów. Dobrowolnie zgodził się na cios śmiertelny, by za trzy dni, ciosem zmartwychwstania swojego i wszystkich zbawionych, znokautować swoich wrogów5.
Jak widać odwaga i cnota męstwa są niczym ostre miecze w walce z naszymi krzywdzicielami, bo to nie my mamy się obawiać naszych wrogów, ale oni nas. W tym wszystkim nie chodzi jednak o walkę dla walki czy o naszą próżną chwałę, ale o to, by rozeznać sytuację i odczytać wolę Jezusa6.
Św. Paweł pisze w Liście do Rzymian: Weselcie się nadzieją! W ucisku bądźcie cierpliwi (Rz 12, 12), a Syrach nawołuje: Zachowaj spokój serca i bądź cierpliwy, a nie trać równowagi w czasie utrapienia (Syr 2, 2). Gdy przypominamy sobie czas, kiedy doznaliśmy krzywdy, siłę uczuć i myśli, jakie wtedy nami targały, to sądzimy, że jest wręcz niemożliwe zachowanie takiego pokoju i cierpliwości, do jakiego nawołują autorzy natchnieni. A jednak dzięki takiej postawie, jesteśmy w stanie podjąć to cierpienie. W znoszeniu krzywd chodzi bowiem o to, aby nie odpowiadać agresją na uciążliwe, aroganckie i męczące zachowania wobec nas7. Znaczenie słowa cierpliwość z gr. hypomone, dosłownie wyraża pozostać poniżej, ale równocześnie znaczy też: dowieść trwałości, odeprzeć atak8, ukazuje istotę tego uczynku. Nie chodzi o to przecież, by pozostać biernym wobec krzywd, by pozwolić się znieważać i ranić. Można przyjąć na ogół trzy postawy:
- rozmowa z krzywdzicielem, upomnienie w duchu Jezusowym;
- postawienie granic, dystans zewnętrzny i wewnętrzny;
- akceptacja drugiej osoby taką, jaka jest.
Konieczne jest tutaj dobre rozeznanie, którą z postaw należy przyjąć. W niektórych przypadkach rozmowa będzie najlepszym wyjściem z sytuacji napięcia. Rozmowa, w czasie której delikatnie i z miłością uzmysłowimy drugiemu, że jest dla nas ciężarem i przysparza nam cierpienia. W ten sposób utrudnia innym życie. Takie życzliwe zwrócenie uwagi wiąże się z nadzieją, że druga osoba potrafi się zmienić9 i uczynić swoje życie lżejszym. Innym razem jedynie separacja umożliwi nam normalne funkcjonowanie. Jest to konieczne rozwiązanie, zwłaszcza wobec osób, które nie szanują żadnych granic. Trzeba wtedy postawić własne granice i ich wiernie chronić, byśmy nabierając dystansu wobec tych, którzy są dla nas przykrymi, nie pozwolili się im przygnieść. Zdarzą się też okoliczności, w których zobaczymy, że ta osoba może nawet nie dostrzegać sytuacji konfliktu, i o ile jej zachowanie nie przynosi poważnego uszczerbku dla naszego życia, to postaramy się ją zaakceptować w jej odmienności. Przyjęcie drugiego takim, jaki jest, świadczy o naszej wewnętrznej sile: Kto znosi i akceptuje drugą osobę, okazuje swoją siłę; kto jest natomiast słaby i chorobliwy, tego należy traktować ostrożnie i delikatnie[10.Tamże.].
To wszystko jest możliwe tylko dzięki cierpliwości, która ściśle wiąże się z tym uczynkiem miłosierdzia. Cierpliwość to cnota, która oznacza wytrwanie w przeciwnościach, i to ze względu na pomoc przychodzącą tylko od Boga. A wytrwać można tylko w Bogu, On daje nam siły do znoszenia krzywd10. Zakłada więc decyzję dobrowolnego oraz często długotrwałego znoszenia z równowagą ducha rzeczy trudnych, mając na względzie określone dobro, do którego człowiek dąży. Przeszkodami, jakie mogą pojawić się na drodze do pozyskania tego dobra są rodzące się w nas uczucia, zwłaszcza bólu i smutku. Duch ludzki wzdryga się przed smutkiem i bólem, i dlatego nie skłania się do ich znoszenia dla nich samych, ale tylko dla jakiegoś celu. Dlatego dobro, dla którego ktoś chce cierpieć zło, musi być chcianym i miłowanym więcej niż dobro, którego pozbawienie sprawia cierpliwie znoszony ból. (…) To, że ktoś woli dobro nadprzyrodzone bardziej, niż jakiekolwiek dobro ziemskie, którego utrata sprawia ból, jest dziełem tej miłości, którą Boga miłujemy ponad wszystko. (…) Taką miłość możemy mieć tylko przez łaskę, jak uczy Apostoł: „miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). (…) Taka cierpliwość jest [zatem] niemożliwa bez łaski11.
Cierpliwość odznacza się również stałością i długomyślnością. Stałość daje siłę do nieustannego wysiłku w tworzeniu dobra i do trwania przy nim nawet wobec piętrzących się na zewnątrz przeciwności. Długomyślność uzdalnia umysł ludzki do dążenia do jakiegoś dobra oddalonego w czasie12. Dzięki cierpliwości ciągle podejmujemy uczynki miłosierdzia, nie zniechęcamy się na drodze do wyznaczonego celu, mimo, że możemy być obciążeni wieloma problemami i mogą towarzyszyć nam przykre uczucia.
Św. Siostra Faustyna skarżyła się Jezusowi: O mój Jezu, jak trudno jest znosić tego rodzaju cierpienie: gdy ktoś jest dla nas nieżyczliwy i zrobi nam jakąś przykrość, mniej mnie boli, ale unieść nie mogę tego, jeżeli ktoś okazuje mi swą życzliwość, a rzuca kłody pod nogi na każdym kroku. Jak wielkiej potrzeba siły woli, aby taką duszę kochać dla Boga. Nieraz dusza musi się posunąć aż do heroizmu, aby taką duszę kochać tak, jak Bóg tego żąda. Gdyby się z nią miało rzadki stosunek, to łatwiej by się to zniosło, ale jeżeli się żyje razem i doświadcza się tego na każdym kroku, wymaga to wielkiego wysiłku (Dz. 1241). Choć – jak słyszeliśmy – wymagało to od niej wielkiego wysiłku, by nie uciec przed tymi, którzy ją krzywdzili, to jednak nie zrażała się, a po jakimś czasie nawet napisała: Poznałam, że największa potęga jest ukryta w cierpliwości. Widzę, że cierpliwość zawsze wiedzie do zwycięstwa, choć nie zaraz, ale to zwycięstwo pokaże się po latach (Dz. 1514).
Tak więc trud, jaki niesie ze sobą cierpliwe znoszenie krzywd, rodzi owoce, które mają duże znaczenie dla rozwoju naszego człowieczeństwa: wytrwałość, cierpliwość, dystans do trudności. Pomaga nam również w pogłębieniu naszej relacji z Jezusem, bo tylko On jest naszą siłą w trudnościach, i to Jego Duch uzdalnia nas do wkroczenia na nieraz bolesną drogę tworzenia relacji międzyludzkich. Te relacje zakładają wyzwania mobilizujące nas do podejmowania uczynku miłosierdzia, by krzywdy cierpliwie znosić, tym samym upodabniając się do Jezusa Miłosiernego.
s. M. Diana Kuczek ZMBM
- Morgante, „Wiara działająca przez miłość. Uczynki miłosierdzia względem duszy i ciała„, Kielce 2008, s. 106-107. ↩
- Por. E. Staniek, „Sekrety Siostry Faustyny. Czas miłosierdzia jest krótki„, Kraków 2011, s. 175. ↩
- M. Morgante, Dz. cyt. s. 105. ↩
- Por. A. Grün, „Odmienić świat. Siedem uczynków miłosierdzia„, Kraków 2012, s. 96. ↩
- E. Staniek, „Sekrety Siostry Faustyny. Czas miłosierdzia jest krótki„, Kraków 2011, s. 176-177. ↩
- Por. Tamże, s. 177. ↩
- M. Morgante, Dz. cyt. s. 105. ↩
- Por. A. Grün, Dz. cyt. s. 99. ↩
- A. Grün, Dz. cyt. s. 98. ↩
- Por. „Praktyczny Słownik Biblijny„, Warszawa 1995, s. 194. ↩
- Św. Tomasz z Akwinu, „Suma teologiczna w skrócie„, II-II, z. 136, a. 3. ↩
- Por. tamże, II-II, z. 137, a. 3. ↩