Anna
Nowy Sącz
Jestem w Stowarzyszeniu „FAUSTINUM” ponieważ: Miłosierdzie Boga Ojca a przez Niego Jezusa Chrystusa jest najwspanialszym darem dla mnie, dlatego Jezus Miłosierny jest moim Bogiem, Panem i miłością, Jemu ufam i Jemu powierzyłam swoje życie. To Miłosierdzie sprawiło, że byłam powołana i czułam się wybrana przez Jezusa, więc poszłam za jego głosem wstępując do Stowarzyszenia „FAUSTINUM” w 1997 r., trwając w nim do chwili obecnej. To Miłosierdzie mnie przyciągnęło, abym mogła być jak najbliżej Jezusa. Wiem że jestem posłana do ludzkości, aby modlitwą i ofiarą do nich docierać, oraz zbłądzonych i grzesznych przyprowadzić do zdroju Miłosierdzia Bożego. Jakież to wspaniałe mieć pewność i gwarancję, że Jezus Miłosierny jest przy mnie, że mnie kocha, że uczy mnie jak żyć i być dobrym, aby ludzie widzieli to we mnie, mówię ludziom o dobroci Boga i zachęcam do ufności wobec Niego. Pan Jezus dał nam misję głoszenia Miłosierdzia Bożego przez czyn, słowo i modlitwę, Pan Jezus żąda uczynków Miłosierdzia. Pan Jezus przez Siostrę Faustynę przypomina mi o Miłosierdziu w każdej chwili mojego życia a szczególnie w godzinie Miłosierdzia. Koronka do Miłosierdzia Bożego, jest moją codzienną modlitwą, jest lekarstwem dla mojej duszy i dziękczynieniem Miłosiernemu Jezusowi za przebaczenie grzechów moich i całego świata, to dla mnie otworzyło się Twoje serce Jezu, źródło Miłosierdzia i Łask. Tak czyniłam dzięki Twojej pomocy Jezu w Stowarzyszeniu „FAUSTINUM” do chwili obecnej i proszę Cię Jezu Miłosierny, prowadź mnie i dodaj sił, abym mogła Ci nadal służyć i głosić Miłosierdzie Twoje przez resztę dni mojego życia.
KOCHAM CIĘ JEZU !!!
Edward
Jestem w „Faustinum” ponieważ… łaska Boża jest do zbawienia potrzebna. Jest to łaska powołania duchowego we wspólnocie i dla wspólnoty. Dzieła Boże które są utkane z duchowości św. Faustyny. Poprzez duchowe zrozumienie i kierownictwo stają się życiem wewnętrznym i zewnętrznym. Czyn, słowo, modlitwa, ufność. Święta Faustyna na drodze duchowości staje mi jako Matka, która uczy swe dziecko i ukazuje drogę ku zbawieniu, którą Ona przeszła, a nam trzeba iść. Bóg w mym życiu postawił wiele dobrych dusz, to są tajemnice duchowe. Nie znając uwierzyć. Nie rozumiejąc przyjąć. A zaczęło się to dość wcześnie. Jestem przekonany że sama św. Faustyna mnie prowadzi. A to prowadzenie jest w łasce, w woli Bożej i w jej wypełnieniu, w klauzurze duchowej….
Apostołowie to są ogniki które pośród świata są rozpalone ogniem Miłości do Boga i człowieka. Być może dlatego jestem tu gdzie jestem. A jest to tajemnica Boża tylko Jemu wiadoma.
Halina
Warszawa
Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum” ponieważ: uczestniczyłam w spotkaniach formacyjnych przy Klasztorze Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie ul. Żytnia 3/9 od 1998 roku, za namową s. Antoniny Włodarczyk. Przyrzeczenie wieczyste złożyłam w dn. 26.03.2012r. za które bardzo dziękuję za zaangażowanie, wielką troskę i prowadzenie z pełnym profesjonalizmem grupy warszawskiej od początku spotkań formacyjnych aż do chwili obecnej przez Siostrę Nullę za co serdecznie dziękuję.
Przez uczestniczenie w formacji i duchowość św. Faustyny przez 21 lat zmieniła się przede wszystkim moja relacja z Panem Bogiem, czuję w sercu tęsknotę, by ciągle poznawać i zbliżać się do Jezusa Miłosiernego.
Czuję troskę i miłosierną opiekę nade mną i nad osobami, którymi opiekuję się w moim najbliższym otoczeniu (parafii).
Mam uczucie jakbym była zalewana łaską i darami od Pana Boga. Mam w sercu obecnie ogromną radość i chęć do pomocy ludziom, którzy się do mnie zwracają.
Jestem wdzięczna Zarządowi Stowarzyszenia „Faustinum” za organizowanie rekolekcji, w których mogę zagłębiać się w słowie Bożym, duchowo zanurzać się w „Dzienniczku” św. Faustyny i dążyć małymi kroczkami do świętości.
Pragnę dalej żyć charyzmatem, misją i duchowością Sióstr Matki Miłosierdzia oraz pogłębienia osobistej więzi z Jezusem Miłosiernym.
Wdzięczna z darem codziennej modlitwy
Bartosz
Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum”, ponieważ misja stowarzyszenia jest zbieżna z moją misją zanoszenia miastu i światu miłosiernej miłości Boga do wszystkich ludzi. Ponieważ kocham wszystkie uśmiechnięte siostry posługujące w Stowarzyszeniu i oczekuję, że nauczą mnie one kochać tak, jak kocha Jezus Miłosierny i św. Faustyna i przyuczą mnie do wykonania mojej misji.
Ponieważ chcę być święty jak Jezus Miłosierny i chcę, żeby moja przyszła żona była święta jak św. Faustyna.
Maria
Wieliczka
Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum”, ponieważ chcę bardziej poznawać i zgłębiać Miłosierdzie Boże oraz uczyć się autentycznego miłosierdzia. Wydaje mi się, że zapisując się do „Faustinum” zrobiłam to spontanicznie – po rozmowie z osobą należącą do Wspólnoty.
W młodości nie nastawiałam się chyba nad tą cnotą, jaką jest miłosierdzie, ale pamiętam, że moja mama (w latach 70-tych) czytałam książkę o Siostrze Faustynie i mówiła o niej. Prosiła, aby na nagrobku napisać „Jezu, ufam Tobie”. Ja wtedy nie miałam pojęcia, gdzie jest klasztor sióstr Matki Bożej Miłosierdzia i gdzie jest ulica Wronia, przy której się znajdował. Do dzisiaj mam broszurkę z nowenną do Miłosierdzia Bożego z adresem Postulacji Siostry Faustyny: ulica Wronia 3/9 (z1976 roku)
Stopniowo w miarę rozszerzenia się kultu i starań kurii o beatyfikację s. Faustyny przybliżałam się i ja do Niej. Nie pamiętam jednak kiedy pierwszy raz nawiedziłam kaplicę Jezusa Miłosiernego. Kiedy rozpoczęły się obchody Święta Miłosierdzia Bożego i coraz liczniejsze nawiedzenia tego miejsca, również i ja przybywałam tu coraz częściej. W 2000 – ym roku mąż mój i brat wyjechali do Rzymu na kanonizację s. Faustyny a ja z synem przeżywałam tę uroczystość na przyklasztornym placu.
Będąc w Sanktuarium w 2010 roku spotkałam osobę należącą do „Faustinum”. Zapragnęłam włączyć się w tę działalność i wraz z dwiema koleżankami zapisałyśmy się do Stowarzyszenia. Upłynęło już 10 lat przynależności. Bardzo sobie cenię uczestnictwo w spotkaniach modlitewnych i formacyjnych. Dziękuję siostrom za zaangażowanie w tę działalność i za wszystko, co dla nas robią – za wszelkie dobro. Nie jestem natomiast zadowolona z własnych „postępów”. Mam więc jeszcze wiele do zrobienia – jak mówił Ojciec Święty.
ks. Paweł
Opiekun duchowy wspólnoty w Nowym Sączu
Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum” ponieważ wraz z przyjściem na parafię Matki Bożej Niepokalanej w Nowym Sączu została mi przydzielona opieka duchowa nad tą wspólnotą osób. Nie ukrywam, że bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ kult Miłosierdzia Bożego jest mi szczególnie bliski. Już będąc w seminarium duchownym przynależałem do Bractwa Miłosierdzia, później w życiu kapłańskim chętnie angażowałem się w różne dzieła miłosierdzia, a od jakiegoś czasu wszystko co czynię – robię w myśl trzech słów: „Jezu ufam Tobie”. Całkowite zaufanie Bogu oraz praktykowanie czynów miłosierdzia względem bliźnich – to przecież główne zadania i założenia Stowarzyszenia, które w tym roku obchodzi swój srebrny jubileusz. Z tej racji życzę wszystkim członkom i wolontariuszom Stowarzyszenia „Faustinum”, aby codzienne życie współczesnych Apostołów Miłosierdzia przepełnione postawą częstego wpatrywania się w Miłosiernego Pana, prowadziło ich do osobistej świętości. Niech słowa zapisane niegdyś na kartach Dzienniczka przez św. Siostrę Faustynę – staną się osobistą modlitwą każdego i każdej z nas:
Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.
Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.
Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.
Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.
Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.
Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, bym zawsze śpieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.
Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój (por. Dz. 163).
Z zapewnieniem o modlitwie.
Kazimiera
Moja droga pójścia za Jezusem Miłosiernym, zapoczątkowana była przez kupienie „Dzienniczka” s. Faustyny. Najpierw się zachwyciłam bo przeczytałam szybko i odłożyłam na półkę, jak każdą przeczytaną książkę. Trwało to dłuższy czas. W trudnych chwilach mego życia, sięgałam ponownie do czytania niektórych wybranych urywków, które odnosiłam do siebie i odbierałam zupełnie inaczej niż kiedyś, bo znalazłam dla siebie pokrzepienie w moich sytuacjach życiowych.
Zaczęłam się bardziej angażować w sprawy Kościoła, szczególnie w swojej parafii: modlitwa i różne praktyki religijne. I tak zrodziła się chęć wstąpienia do jakiegoś Zgromadzenia ale nie mogłam się zdecydować na nic i znów to trwało dłuższy czas. W końcu zrodziło mi się pragnienie pojechania na pielgrzymkę do Medjugorie, a w sercu odczułam, że to Maryja mnie tam zaprasza i nie maiłam żadnej wątpliwości.
Na pielgrzymce poznałam Panią Basię z okolic Warszawy, która zaprosiła mnie do siebie, aby ją odwiedzić i dała mi propozycję do ponownego przyjazdu do Warszawy na ul. Żytnią, na rozpoczęcie formacji „Faustinum”. Dla mnie to było coś nowego i niezrozumiałego, dlatego postanowiłam przyjechać, chociaż już z góry pomyślałam, że to nie na moje możliwości, chociaż by na odległość (160 km).
Przyjechałam na określony dzień rozpoczęcia formacji „Faustinum”. Będąc już na miejscu, przed budynkiem, wzrok utkwiłam na ścianę zewnętrzną klasztoru Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia i zauważyłam wizerunek s. Faustyny a pod spodem napis:
„Tu cię wezwałem i przygotowałem wiele łask Bożych”
To były słowa Pana Jezusa skierowane do s. Faustyny, ale ja odebrałam te słowa do siebie, które głęboko utkwiły mi w moim sercu. Po przekroczeniu progu klasztoru, nastąpiło moje spotkanie z Jezusem Miłosiernym na obrazie „Jezu, ufam Tobie” tu odczułam miłość i bliskość Jezusa, jakbym Go dawno znała, i od razu pomyślałam, że tu jest moje miejsce, które tak długo szukałam i nie miałam wątpliwości, że Maryja mnie tu skierowała do Swojego Syna.
Pomimo nieraz moich trudności do pokonania zawierzyłam Jezusowi, przez Serce Maryi. I tak zaczęła się moja formacja „Faustinum” od 1998 r. która trwa do dzisiaj.
Po roku zostałam członkiem „Faustinum”. Po ukończeniu 4 letniej formacji zaliczyłam test egzaminacyjny i otrzymałam odznakę Stowarzyszenia Apostołów Bożego Miłosierdzia.
W dalszym ciągu przyjeżdżałam raz w miesiącu do Warszawy na ul. Żytnią, na formację permanentną i przystąpiłam do przyrzeczeń rocznych przez 5 lat a w kolejnym 6-roku 2015r. złożyłam przyrzeczenia wieczyste, oddając się całkowicie na wyłączną służbę – Jezusa Miłosiernego.
Jezu, ufam Tobie!
Mariusz
Jestem w Stowarzyszeniu krótko, bo zasadniczo od listopada ubiegłego roku natomiast chciałem napisać parę krótkich zdań, ponieważ jestem niezmiernie wdzięczny Bogu za den dar. Samo orędzie miłosierdzia Bożego w formach przekazanych przez św. siostrę Faustynę są mi bardzo bliskie i od dłuższego czasu chciałem włączyć się w misję, którą podejmuje Stowarzyszenie Faustinum. Słuchając rozważań o miłości i nieskończonym miłosierdziu Boga, często rozważałem słowa „… Miłosierdzie Moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł, ani ludzki, ani anielski… Dz.699”. Wyznanie to zapisane przez siostrę Faustynę głęboko utkwiły mi w sercu. Z perspektywy czasu, patrzę na każdy moment swego życia zarówno na wszystkie radosne jak i gorsze chwile, jako okazane mi wielkie miłosierdzie Boga. Wiem, że był On przy mnie każdego dnia, nawet wtedy kiedy moje oczy nie było na Niego skierowane. W pamięci mam obraz z dzieciństwa, kiedy to obserwowałem moją mamę, jak codziennie modli się koronką, odprawia godzinę miłosierdzia oraz ma głębokie nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego. Zawsze była oddana Bogu i pokładała w nim bezgraniczną ufność. Dorastałem w takiej atmosferze, chociaż jako dziecko przyznam, nie zastanawiałem się nad tym. Po latach dowiedziała się, że choruje na nowotwór w zaawansowanym stadium – mając niespełna czterdzieści lat było to dla niej szokiem. Mimo wielu przepłakanych nocy, nie poddała się i żyła dla dzieci. Pamiętam jak często zastawałem ją osłabioną, mimo to na kolanach i z różańcem w ręku. Zmarła trzy lata później, leżąc w szpitalu, przyjmując wszystkie sakramenty święte. Choroba skrajnie ją wyczerpała, mimo to często wstawała z łóżka i pomagała innym chorym na tyle ile pozwalały jej siły. Ostatnim jej pragnieniem w szpitalu było przeczytanie „Dzienniczka” siostry Faustyny. Piętnaście lat temu nie były tak powszechne zakupy online jak obecnie, toteż szukaliśmy go u rodziny i najbliższych. Z pomocą przyszli nasi znajomi, którzy często wyjeżdżali do Krakowa. Ja osobiście wchodząc dopiero w dorosłe życie, mając młodsze rodzeństwo, tatę który często przebywał za granicą, śmierć mamy była trudnym doświadczeniem. Człowiek ciągle zadaje sobie pytanie „dlaczego?”. W kolejnych latach, studia w Krakowie oraz wir życia codziennego sprawiły że zacząłem szukać odpowiedzi na wiele dręczących mnie pytań. Przełomem mym w życiu okazał się „Dzienniczek” siostry Faustyny. Przyznam, że sięgnąłem po niego kilka lat temu, całkowicie przypadkowo – po spowiedzi udałem się do księgarni i poczułem dziwną potrzebę kupienia go. Jego lektura pochłonęła mnie całkowicie. Na czytanie przeznaczałem każdą wolną chwilę, przerwa obiadowa, poranki, wieczory – miałem wrażenie jakbym „odżył” na nowo. Słowa w nim zapisane tak głęboko we mnie uderzyły, że przeczytałem go od razu drugi raz. Obecnie staram się regularnie przystępować do sakramentu spowiedzi i komunii świętej, a co najważniejsze mam niezachwianą wiarę co do tego, że Bóg jest nieskończenie dobry. „… Jestem miłością i miłosierdziem samym…” powiedział kiedyś Pan Jezus. Patrząc na doświadczenie z młodości, wierzę że Bóg okazał miłosierdzie mamie, ale przeżycia z tamtego okresu spowodowały, że staram się regularnie odmawiać koronkę za umierających. Nie mogę wyjść z podziwu dla miłosierdzia Boga za obietnicę, że „Każdą duszę bronię w godzinie śmierci, jako swej chwały, która odmawiać będzie tę koronkę albo przy konającym inni odmówią – jednak odpustu tego samego dostępują… (Dz.811)”, oraz za obietnicę daną za przystąpienie do Komunii św. w Święto Miłosierdzia. Czyż nie jest to obraz jego nieskończonej dobroci, którego nie zgłębi żaden umysł ludzki?. Czuję niekiedy wielki smutek, gdy słyszę że ktoś odchodzi od kościoła, Boga bo zmarł mu ktoś bliski, dotknął go jakiś problem w życiu i twierdzi, że Boga na pewno nie ma. Staram się o modlitwę za taką osobą, ale nieraz przypominam sobie jak wielki smutek musi z tego powodu odczuwać sam Bóg. Dlatego jestem niezmiernie wdzięczny Bogu, za każdy dzień mojego życia i pokładam w Nim ufność. Tym bardziej, że na swej drodze spotykają mnie, jak każdego człowieka wszelkie trudności, choćby ciężko przebyte zakażenie koronawirusem. Sytuacja ta spowodowała, że jeszcze bardziej Mu zaufałem. W czasie choroby, niepewność dnia jutrzejszego była nieraz trudna, ale w głębi serca byłem spokojny i oddany Bogu bezgranicznie – w końcu sam Pan Jezus powiedział „…Dusza, która zaufa Mojemu miłosierdziu, jest najszczęśliwsza, bo Ja sam mam o nią staranie…”
Czytałem swego czasu słowa św. Ojca Pio, który powiedział że grzech pierwszych ludzi spowodował że siedzimy na małym stołeczku i patrzymy na Boga, jak na haft. Tyle że patrzymy na niego od dołu i widzimy tylko splot sznureczków oraz zniekształcony obraz. Nie dostrzegamy tego pięknego, nieskazitelnego obrazu od góry.
Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum”, ponieważ mimo że siedzimy jeszcze na tym małym stołeczku, to jesteśmy pewni tego pięknego obrazu Boga świętego, nieskończenie dobrego, który jest miłością i miłosierdziem samym.
Chcę w tym Stowarzyszeniu poznawać tajemnicę Miłosierdzia Bożego, starać się o wypełnienie woli Bożej oraz aby za przykładem wszystkich wolontariuszy i członków jak najwięcej ludzi mogło widzieć ten nieskazitelny obraz, nieskończenie dobrego Boga.
Barbara
Maków Podhalański
Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum” ponieważ, pobyt tutaj daje mi umocnienie w wierze, pokój i radość Bożą. Tu przyprowadził mnie miłosierny Bóg, tutaj otrzymałam od Niego głęboką wiarę i dar modlitwy, dar adoracji Najświętszego Sakramentu.
Chciałabym bardzo krótko opisać, może nieporadnie, ale z podziwem i dziękczynieniem dać świadectwo o tym, jak Pan Jezus okazał swoją moc i swoje wielkie miłosierdzie w mojej słabości.
Był okres w moim życiu, w którym Pan Jezus był gdzieś na końcu. Miałam czas na wszystko, ale brakowało go na modlitwę. Nie było jej ani rano, ani wieczorem. Nad grobem mojej siostry, która zmarła w wieku 47 lat na raka, zaczęłam rozmyślać nad własnym życiem i wiecznością. W miłosierdziu swoim Bóg dał mi łaskę pragnienia zmiany. Postanowiłam się zmienić, ale mi to nie wychodziło. Nie wytrwałam w nich długo. Naprawdę nie mogłam sobie dać rady.
Zaczęłam szukać pomocy, zapisałam się do wspólnoty nauczycielskiej w pobliskiej parafii. Wtedy prowadził ją ks. Roman. Pewnego dnia zorganizował wycieczkę dla nas do swojej miejscowości. Dla mnie był to niesamowity dzień. Cały wypełniony modlitwą. Najpierw spowiedź, potem Msza Św., następnie Droga Krzyżowa w górę 3 km do lasu. Na zakończenie nabożeństwo majowe. Byłam bardzo szczęśliwa.
Po tygodniu, w tym nastroju udałam się do Libiąża, na prymicje syna mojej kuzynki, ks. Leszka. Siedząc blisko ołtarza, prosiłam Pana Boga o to, by księdza Leszka skierował do naszej parafii. Tak wtedy się modliłam: by mnie poprowadził do Ciebie Jezu. Prosząc, zawahałam się, bo nasz ks. Proboszcz miał opinię kapłana surowego, a ja nie chciałam, by ks. Leszkowi na pierwszej parafii było ciężko.
Po wakacjach okazało się, że Pan Bóg w swoim wielkim miłosierdziu wysłuchał mnie. Ks. Leszek został skierowany jako wikariusz co prawda nie do naszej parafii, ale do tej, gdzie chodziłam na spotkania nauczycielskie. Nie mógł być to przypadek. Parafii w archidiecezji jest bardzo dużo, a on akurat do tej trafił.
Zorganizował nam spotkania nauczycielskie, na których prowadziliśmy rozmyślania nad Ewangelią Św. Marka. W październiku 1996 roku przekazał nam wiadomość o powstającym nowym Stowarzyszeniu „Faustinum”, wyraził się, że będzie to coś poważnego. Osobiście zaprowadził mnie i moją koleżankę na pierwsze spotkanie.
Zapamiętałam dobrze pierwsze słowa ks. Jana Popiela, skierowane do nas: „Nie jesteście tu przypadkowo, Bóg was wybrał na apostołów Bożego Miłosierdzia”.
Tak stałam się apostołem Bożego Miłosierdzia. Od tej pory rozpoczęła się moja wielka przygoda z Panem Jezusem. Zaczęły się dziać różne rzeczy. Dzięki nim głęboko uwierzyłam w moc Bożą. Ksiądz Leszek nie tylko zaprowadził mnie do Łagiewnik, ale można powiedzieć, że dzięki niemu spotkałam swojego stałego spowiednika. W tym roku minie 25 lat jak korzystam z jego posługi. Otrzymałam wielką łaskę od Pana Boga, niczym niezasłużoną.
Kiedy w „Faustinum” zdawałam test i było tam pytanie dotyczące służby jako apostoła Bożego Miłosierdzia. Nie mogłam nic wymyślić, jak ja siebie widzę w tej roli. Zdałam się na wolę Bożą. Miłosierny Bóg poprowadził również z pomocą ks. Leszka.
Siostry z „Faustinum” zorganizowały przed Świętem Zesłania Ducha Świętego nocną adorację w kaplicy klasztornej. Bardzo mnie pociągnęła ta modlitwa nocna. Pan Jezus dał mi łaskę pragnienia adoracji. Zaczęłam szukać, czy gdzieś jest nocne czuwanie przed Najświętszym Sakramentem; znalazłam najpierw w Mogile, potem w Bazylice Serca Jezusowego.
Życie tak się potoczyło, że niespodziewanie znalazłam się w Makowie Podhalańskim, by zaopiekować się moimi chorymi Rodzicami, i tam zamieszkałam na stałe. Mimo to jeździłam na adorację do Bazyliki Serca Jezusowego, do Krakowa.
W 2005 roku w Łagiewnikach zainaugurowana została wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu. „Faustinum” adorowało Pana Jezusa w każdy poniedziałek, przez jedną godzinę. Mnie ten czas nie odpowiadał i pomyślałam, by zorganizować grupę w Makowie, która by jeździła na nocną adorację do Łagiewnik. Pragnę jeszcze dodać, że akurat ks. Leszek został skierowany na posługę kapłańską do Łagiewnik, był opiekunem Kaplicy Wieczystej Adoracji. Dzięki temu, że on tam był, dowiedziałam się, że możliwa jest nasza adoracja. Ks. Leszek odprawił na naszej pierwszej adoracji Mszę Św. Błogosławił na dalsze adoracje i towarzyszył nam duchowo. Chociaż grupa nie należy do „Faustinum”, to naszą najważniejszą modlitwą jest wypraszanie miłosierdzia Bożego dla nas i świata.
W roku 2020 obchodziliœmy 15. rocznicę rozpoczęcia adoracji. Jezus Miłosierny dał mi też łaskę przygotowywania adoracji na całą noc. Dzięki ks. Stanisławowi, który jest moderatorem strony Adoremus, bardzo bogatej w modlitwy adoracyjne, nasze modlitwy, które ksiądz Stanisław tam też umieścił, służą innym do adoracji.
Moja prośba o dar modlitwy została spełniona w cudowny sposób. Nie tylko ja się modlę, ale modli się nasza makowska grupa, a przez stronę Adoremus korzystają z przygotowanych przez nas adoracji tysiące ludzi.
Uwielbiamy Jezusa Miłosiernego również w naszej makowskiej parafii. Ksiądz Proboszcz, zainspirowany naszą modlitwą, przygotował piękną kaplicę Miłosierdzia Bożego, z relikwiami Św. Faustyny, w której jest wystawiony Najświętszy Sakrament. Wszystko na chwałę Bożą.
„Faustinum” to sens mojego życia, to wielka radość bycia w tej Wspólnocie, tu Siostry tak pięknie mówią o miłości Bożej i uwielbiają Miłosiernego Jezusa. To miejsce, gdzie nabieram siły do bycia apostołem Bożego Miłosierdzia.
Grzegorz
Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum”, ponieważ jak jestem przekonany, że ofiarował mi ten dar Pan Bóg w swojej dobroci, i dlatego mogę kształtować swoje życie w duchu Bożego Miłosierdzia.
W „Faustinum” jestem od niedawna bo od roku. Z moim wstąpieniem do „Faustinum” było tak: W pewnym momencie mojego życia Pan Bóg udzielił mi łaski pełnego zwrócenia się ku Niemu, (łaski nawrócenia). Otworzyły mi się wtedy oczy na wiele spraw, w moim sercu zapanowała wielka radość, pokój, więc postanowiłem podziękować Panu za tę łaskę między innymi pielgrzymując do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie Łagiewnikach.
Przed przyjazdem do Łagiewnik chciałem się zapoznać z harmonogramem nabożeństw, chciałem też dowiedzieć się czegoś o samym sanktuarium. W ten sposób trafiłem na stronę internetową faustyna.pl i znalazłem tam wszystkie informacje, których szukałem a nadto o wiele więcej.
Przeglądając tę stronę znalazłem zakładki opisujące istotę i formy nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego przekazane światu przez Pana Jezusa za pośrednictwem św. Siostry Faustyny, a także informacje o samej św. Faustynie, jej życiu, duchowości, charyzmacie, misji głoszenia orędzia Miłosierdzia, a także po raz pierwszy zetknąłem się z Dzienniczkiem. Lektura powyższych wywołała ogromne poruszenie w moim sercu, wiele tych treści zostało w nim porostu „zapisanych, wyrytych”. Co wraz z osobistym doświadczeniem Bożego Miłosierdzia całkowicie odmieniło moje życie i w całości ukierunkowało je na Pana Boga, na życie Jego miłością w postawie ufności.
Od tego czasu zacząłem regularnie praktykować nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego i czytać Dzienniczek.
Poznanie Boga w tajemnicy Jego Miłosierdzia uczyniło mnie człowiekiem niezwykle szczęśliwym, uświadomiło mi jak jestem hojnie obdarowany przez Stwórcę. W zupełnie inny sposób z ufnością i nadzieją patrzę też na trudności, kłopoty, zmartwienia jakie się w życiu pojawiają. Zrozumiałem jak ważne i nie raz potrzebne w życiu człowieka jest cierpienie i przeciwności. To wszystko sprawiło, że zakochałem się w Bożym Miłosierdziu, zapragnęłam też tą miłością dzielić się z ludźmi. Zapragnęłam zmienić swojej życie i tak je ukształtować, aby móc być apostołem Bożego Miłosierdzia dla innych. Moją szczególną uwagę od samego początku jak tylko o nim przeczytałem wzbudziło też „Faustinum”. Pojawiła się myśl, aby kiedyś w przyszłości jak sobie poukładam swoje życie wstąpić właśnie do „Faustinum”.
Od czasu mojej pierwszej pielgrzymki zacząłem przyjeżdżać do Łagiewnik co miesiąc (mieszkam w Chorzowie).
Po kilku miesiącach podczas jednej z takich „pielgrzymek” nabyłem kwartalnik „Orędzie Miłosierdzia” i zaraz zacząłem go przeglądać. Moją uwagę przykuł artykuł o „Faustinum” i ponownie pojawiła się myśl, że kiedyś chciałbym do niego należeć.
Na koniec tej pielgrzymki przed samym wyjazdem postanowiłem wstąpić jeszcze na chwilę do Kaplicy Wieczystej Adoracji, aby podziękować i pożegnać się z Panem Jezusem. I gdy się tam modliłem poczułem bardzo wyraźnie Bożą obecność, wielką radość i przyszła do mnie myśl, w której całkowicie się pogrążyłem – żeby nie odkładać kwestii wstąpienia do „Faustinum” na kiedyś, na bliżej nieokreśloną przyszłość, żeby to było teraz. (…)
Tak to wszystko wyszło, że na pierwszym spotkaniu krakowskiej wspólnoty „Faustinum” byłem w grudniu. Porozmawiałem z Siostrą Dianą, było to też szczególne spotkanie bo wigilijne i po trzecim spotkaniu zostałem przyjęty już formalnie jako wolontariusz.
Tak w dużym skrócie wygląda moja historia wstąpienia do „Faustinum”.
Po roku czasu widzę już jak wiele łask otrzymałem od Pana poprzez to wspaniałe Boże dzieło i ludzi, którzy są w nie zaangażowani. Poprzez spotkania zarówno w Krakowie jak i ze względu na pandemie w ostatnim czasie online.
Zatem jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum”, ponieważ mam nadzieję, że dzięki temu cały czas będę stawał się coraz lepszym człowiekiem, coraz bardziej oddanym Bogu i pożytecznym dla ludzi, dla Kościoła. Uważam, że „Faustinum” pomaga mi coraz głębiej poznawać Boże Miłosierdzie i przez to kształtować moje życie zgodnie z Bożą wolą. Chciałbym też potrafić jak najpełniej dzielić się miłością i radością płynącą z tajemnicy Bożego Miłosierdzia z ludźmi i wierzę, że właśnie tutaj się tego nauczę.
JEZU UFAM TOBIE
Maria
Warszawa, 16 stycznia 2021
Jestem w Stowarzyszeniu „FAUSTINUM” ponieważ chciałam okazać wdzięczność Jezusowi Miłosiernemu i wstawiennictwu św. Siostry Faustyny za cudowne uzdrowienie – rok wcześniej w 1995 r. – mojej wówczas czteroletniej wnuczki. Zapragnęłam dawać świadectwo o wielkim miłosierdziu Bożym i łaskach, które przekraczają nasze wyobrażenia. Pragnęłam, aby jak najwięcej ludzi zaufał bezgranicznie miłosierdziu Bożemu.
Uczestniczyłam w sympozjum o Miłosierdziu Bożym w Krakowie-Łagiewnikach w marcu 1996 r., po raz pierwszy zorganizowanym z udziałem osób świeckich, na którym kard. Franciszek Macharski erygował stowarzyszenie Apostołów Bożego Miłosierdzia „FAUTINUM”.
Za zgodą ówczesnego ks. prob. śp. Adama Krukowskiego zorganizowałam razem z S. Sangwiną Kostecką ze Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie pielgrzymkę na Święto Bożego Miłosierdzia do Krakowa-Łagiewnik. Pojechały dwa autokary (łącznie około 120 osób).
Na spotkaniu popielgrzymkowym w dniu 25 maja 1996 r., w wigilię zesłania Ducha Świętego, z udziałem ks. proboszcza i Sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia, powstała Wspólnota „FAUSTINUM” przy naszej parafii Matki Bożej Anielskiej w Warszawie-Radości. Przystąpiło do niej około 60 osób.
W czasie 25-letniego istnienia naszej Wspólnoty nazbierało się bardzo dużo wspomnień.
Jesteśmy wdzięczni Jezusowi Miłosiernemu za wszystkie łaski, których udzielał naszej Wspólnocie „FAUSTINUM:, m.in. za ołtarz Jezusa Miłosiernego w naszym kościele, peregrynację obrazu Jezusa Miłosiernego po parafii, organizowanie co roku pielgrzymki na Święto Bożego Miłosierdzia do Krakowa-Łagiewnik, jak i pojedynczym ich członkom.
Wyrażamy również wdzięczność Siostrom ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie na Grochowie przy ul. Hetmańskiej, a szczególnie s. przełożonej Katarzynie Zakrzewskiej, która zapewnia nam ciągłą formację duchową ze strony Zgromadzenia.
Składamy serdeczne podziękowania kolejnym ks. proboszczom w naszej parafii oraz obecnemu ks. prob. Bronisławowi Mickowi, gorliwemu czcicielowi Bożego Miłosierdzia za troskliwą opiekę nad naszą Wspólnotą „FAUSTINUM”.
Zbigniew
Spanga, 6 stycznia 2021 r.
W związku ze zbliżającą się 25 – tą rocznicą powstania naszego Stowarzyszenia „Faustinum” – przesyłam moje krótkie świadectwo:
„Jestem w Stowarzyszeniu „Faustinum”, ponieważ chciałem zostać żarliwym Apostołem Bożego Miłosierdzia i z wielkim zapałem szerzyć to Boże Miłosierdzie poprze czyn, słowo, modlitwę oraz całkowicie żyć dla Jezusa Chrystusa, gdyż tylko On jest naszym Jedynym Zbawicielem i Pośrednikiem – pomiędzy Bogiem, który jest samą Miłością Miłosierną a całą naszą ludzką rodziną i Jemu też bezgranicznie zaufałem, bo wiem, że dla Jezusa Chrystusa warto żyć a także umierać dla Niego”
Hanna
Kiekrz, 15.02.2021
Jestem w Stowarzyszeniu „ Faustinum”, ponieważ uczestnictwa w tych comiesięcznych spotkaniach potrzebuje moja dusza. Dzięki nim wyciszyłam wiele emocji i życie nabrało spokoju i ładu wewnętrznego.
To Miłosierny Jezus postawił na mojej drodze osoby, które zachęciły mnie do odwiedzenia Kaplicy Sióstr Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Kiekrzu i uczestnictwa w powstającym Faustinum. Bardzo im jestem za to wdzięczna.
Kierskie Stowarzyszenie „Faustinum” funkcjonuje już od trzynastu lat, ja uczestniczę w nim od samego początku. Każde spotkanie jest dla mnie dużym przeżyciem. Wspaniałe konferencje wygłaszane przez kapłanów, jak również Siostry, bardzo wzbogacają mnie duchowo.
Atmosfera panująca na tych spotkaniach jest bardzo miła, radosna i pełna wzajemnego szacunku. Zbliżają nas do siebie także wspólne rozmowy przy pachnącej kawce i ciasteczku. Grupa nasza nie jest liczna, średnio w każdym spotkaniu uczestniczy około 20 osób. Miła, ciepła atmosfera jest wielką zasługą kapłana, który nas jednoczy a przede wszystkim naszych wspaniałych Sióstr. Są one wszystkie dla nas bardzo serdeczne, gościnnie przyjmują nas w swoich progach. Wszędzie panuje spokój, cisza, poczucie wzajemnej miłości i tolerancji, a tego nam wszystkim potrzeba.
Kiekrz, to miejsce uświęcone, to tutaj nad małym jeziorem ukazał się św.Faustynie ze swym przesłaniem Pan Jezus. W Kaplicy jest piękny, cudowny obraz Jezusa Miłosiernego, bardzo lubię się przed nim pochylić, spojrzeć w piękne, pełne miłości oczy Miłosiernego Pana, jednocześnie kontemplując Jego słowa, przekazywane przez św.s..Faustynę w „Dzienniczku”. Przedstawiam Panu Jezusowi swe smutki i radości i proszę o łaski na przyszłość. Bardzo pogłębiły moją wiedzę na temat Miłosierdzia Bożego rekolekcje prowadzone przez wspaniałych kapłanów zarówno w Kiekrzu, jak i w Łagiewnikach. Powodowały one odczucia jakby moja rozentuzjazmowana dusza była pełna miłości, nadziei i wiary. Wielką radością dla mnie była też możliwość uczestniczenia w Kaplicy Sióstr w przygotowaniach do rekolekcji celem oddania swego życia Panu Jezusowi poprzez Jego Matkę, Maryję. Przyjęłam szkaplerz, zawierzyłam swe życie Matce i Jej Synowi.
Od tego czasu więcej i częściej, z większą miłością i uwielbieniem zwracam się do Matki Bożej, aby towarzyszyła mi w życiu moim i mojej rodziny. Proszę Ją, by pomagała mi kroczyć drogą, która wiedzie do Jej umiłowanego Syna, bym nigdy się nie cofała i nie zbaczała z tej drogi. W Kiekrzu pokochałam Maryję, w Kiekrzu pokochałam Jezusa, w Kiekrzu Mu zaufałam. Pokochałam też wszystkie Siostry ze Zgromadzenia oraz wszystkich współuczestników Faustinum. Mieszkam tutaj od 26-ciu lat i nigdy się nie spodziewałam, że będzie to tak szczęśliwe miejsce.
Zaprosiłam Jezusa i Maryję do swojego serca, dzięki temu zrozumiałam, że nie mogę czuć się osamotniona, wiem, że każdej chwili mogę przytulić się do Ich serca i prosić o miłosierdzie.
W każdej trudnej sytuacji, których w życiu nie brakuje [choroby] staram się nie upadać i nie rozpaczać, wierząc, że Pan Jezus mnie nie opuści. Lęki i strach staram się odsuwać. Jezus zawsze prowadzi, wskazuje drogę i motywuje do działania. W tym trudnym czasie pandemii , kiedy my nie możemy spotykać się z Nim na Faustinum, pojawił się w naszych domach dzięki przekazom medialnym zorganizowanym przez naszego Kapłana i naszą kochaną Siostrę. Bogu stokrotne dzięki!!!
Jezu, ufam Tobie!, Jezu, kocham Ciebie!, Jezu, prowadź
Teresa
,,Jestem w Stowarzyszeniu ,,Faustinum” ponieważ…”- było to moje najgorętsze pragnienie serca, od momentu kiedy o nim usłyszałam. Jednak wobec mnie, możność przynależenia do niego, wydawała mi się raczej wątpliwa. Natomiast dla Boga, nie ma rzeczy niemożliwych i od 8 listopada 2008r. do niego należę. Dziękuję Panu Bogu za tą łaskę, jestem wdzięczna i zarazem szczęśliwa. Widzę w tym ogrom miłosierdzia Bożego wylewanego się na mnie, grzesznika, z czystej miłości miłosiernej.
W wielkiej pokorze wyznam, nie zasługuję na taką dobroć Bożą, bo życie moje bardzo się pogmatwało, zboczyłam z Bożej drogi. Przez bardzo wiele lat żyłam w związku niesakramentalnym. Był to dla mnie bardzo trudny okres, wypełniony smutkiem i żalem oraz tęsknotą. Miłosierny widział mą nędzę, poranioną duszę i zbolałe serce. Nie mógł pozostać obojętny, bo któż bardziej potrzebował Jego miłosierdzia, jak nie ja?
Wielka przygoda z Panem Jezusem Miłosiernym oraz świętą Faustyną rozpoczęła się prawie trzydzieści lat temu. Przedtem pielgrzymowałam do miejsc Maryjnych, tam szukałam pomocy, żebrałam o litość. Pewnie to Matka Boża Miłosierdzia przyczyniła się do tego.
Kiedy po raz pierwszy stanęłam przed Cudownym Wizerunkiem Pana Jezusa Miłosiernego i spojrzałam Mu w oczy, przeniknęło mnie coś dziwnego… moja dusza zadrżała, a serce poczuło gorączkę miłości. Wylałam z siebie wszystkie żale i całą tęsknotę, prosiłam o jedno: o białe małżeństwo. Nie jestem w stanie wyrazić tego co wtedy odczułam i jaka połączyła nas więź: Wielkiego Boga Pana Miłosierdzia i wielkiego grzesznika mizernego człowieczka… chciałam tam zostać, nie odchodzić, ale niestety musiałam. Zostawiłam tam jednak, moje serce i moją duszę! Prosiłam też, by móc jak najszybciej tam wrócić… w darze tak na odchodne, dostałam natchnienie – aby zawsze piątego października w dzień narodzin dla nieba wtedy jeszcze siostry Faustyny, oraz w jeszcze nieoficjalną Niedzielę Miłosierdzia nawiedzać to cudowne miejsce. Wracałam do domu napełniona nadzieją z uczuciem smaku miłosierdzia, nie będąc jeszcze świadoma, jak mnie miłosierdzie porwało…uniosło, ponad moją nicość. Wtedy, tak naprawdę wszystko się zaczęło, ta cała przygoda z moim Zbawicielem Jezusem Miłosiernym.
Podczas dalszej podróży uświadomiłam sobie, że mam przecież dość liczną rodzinę, więc może zabraknąć mi środków na te wyjazdy do Krakowa, tym bardziej iż trzeba też mieć na uwadze nocleg z powodu odległości. Jednak kolejna myśl podsunęła rozwiązanie: przecież w październiku mam imieniny i urodziny, zrezygnuję z jakichkolwiek prezentów na rzecz jednego z zaplanowanych wyjazdów. Tak też się stało, nie obchodziłam ich wraz z rodziną, oddałam je memu Panu i ucztowałam z świętą Faustyną u podnóża Miłosiernego i tak było przez wiele dobrych lat.
Nastał dla mnie jakby nowy czas, nowy rozdział mego życia – taki spokojniejszy, czas oczekiwania. Jakbym została cała zanurzona w oceanie miłosierdzia…
Ból i tęsknota dalej mi doskwierały, ale potrafiłam oddawać to Jezusowi, ukojenia szukałam w codziennej Eucharystii i Komunii duchowej. Jakże Zbawiciel był mi potrzebny, tak na co dzień, każdego dnia. Miałam Go, choć tylko duchowo i był to dla mnie, ratunek! Przyznam, że wtedy jeszcze nie słyszałam, iż jest coś takiego, jak Komunia duchowa. Usłyszałam o takiej możliwości dopiero nieco później, na rekolekcjach dla małżeństw niesakramentalnych. Więc zapewne, to Duch Święty mną tak kierował. Coraz bardziej odczuwałam prowadzenie mnie jakby za rękę przez Pana Jezusa Miłosiernego. Mimo nieklarownego mojego życia On był i otaczał swoją opieką. Często zadawałam sobie pytanie: za co, ale szybko miałam odpowiedź – z miłości i troski, o grzesznika. Dostrzegałam bardzo często, iż łaska Boża, jest uprzedzająca człowiecze zamiary, Pan Bóg daje, jeszcze zanim człowiek poprosi. Coraz bardziej z każdym dniem dostrzegałam to Jego przeogromne i nieograniczone miłosierdzie. Chęć dalszego Jego poznawania, ale i dzielenia się Nim z innymi stały się mym celem. Moja dusza niekiedy aż krzyczała, jakby chciała wyjść ze mnie, do innych…
Wdzięczna dlatego też byłam za te nasze rodzinne pielgrzymki do Łagiewnik. Rodzinne, ale nie tylko, bo dał Pan nam, ale też dał i innym. Nasz ,,wspaniały zielony żuczek” woził tam aż dwunastu, zabieraliśmy znajomych, tak bez interesownie dla Pana Jezusa i dla szerzenia Jego kultu. Jednak, nie było to zupełnie tak za darmo, łaska znowu płynęła, bo ci ludzie, przecież za nas się modlili. Jakże było nam potrzeba tej modlitwy, mieliśmy więc orędowników, dobijających się wraz z nami do nieba. Owoce tego wszystkiego, były coraz bardziej widoczne, na różne sposoby…
Oddałam Panu swoje imieniny, tak z miłości, ale mój Pan, nigdy nie pozostaje dłużnikiem, przyjmuje ofiary, owszem, jednak oddaje stokrotnie!
W końcu otrzymałam to, o co prosiłam przez wiele lat, zostaliśmy białym małżeństwem. Po dwudziestu ośmiu latach, przyjęłam moją drugą pierwszą Komunię Świętą! I to kiedy? Pierwszego października w moje imieniny i zarazem urodziny – narodziłam się wtedy, na nowo! Czy to nie piękne, a nawet nie wzruszające? Ja tego dnia nie planowałam, dostałam go w darze, w zamian za małe wyrzeczenie, jaki Bóg jest hojny!
Wcześniej powinnam wspomnieć, że 25 lat temu będąc w Łagiewnikach usłyszałam o powstającym Stowarzyszeniu ,,Faustinum” i że wówczas zapragnęłam wstąpić w jego szeregi. Wielokrotnie jeszcze o nim słyszałam, a pragnienie moje wzrastało, jednak wiedziałam, że to niemożliwe z powodu mych przeszkód. Tak naprawdę to rozumiałam i niby byłam pogodzona z tą sytuacją, jednak pragnienia nie wymazałam z serca. Jak tylko docierały do mnie jakieś wieści o ,,Faustinum” byłam nawet nieco ,,zazdrosna” co trwało kilka lat.
Któregoś razu, tak jak co roku, był zaplanowany wyjazd do Sanktuarium Świętej Faustyny na jej uroczystość. Właściwie wszystko było już zapięte na przysłowiowy ostatni guzik, tylko jechać… nagle, tak niespodziewanie chyba w przeddzień wyjazdu mały problem rodzinny i pielgrzymki nie ma. Byłam najpierw zła, nawet się popłakałam, po chwili jednak ochłonęłam i westchnęłam do mojej Faustynki: kochana cierpię, że nie przyjadę – weź to cierpienie i złóż je przed Panem. Wtedy poczułam ulgę i pokój w sercu. Natychmiast po tym, przyszła mi myśl – a może w Kiekrzu coś organizują? Nigdy dotąd nie myślałam o niedalekim od mego miasta miejscu objawień Pana Jezusa Świętej Faustynie. Dlaczego właśnie dziś, pomyślałam i szybciutko zadzwoniłam. Ucieszyłam się bo usłyszałam: oczywiście, zapraszamy. Tak więc nie było wyjazdu do Łagiewnik, ale w zastępstwie do Kiekrza. Dobre i to, przecież i tam jest Pan Jezus Miłosierny i też, Święta Faustyna, sama się pocieszałam.
Trochę bojaźliwie przekroczyliśmy bramę klasztorną, było inaczej, ale i tak byłam wdzięczna Panu Bogu. Zaraz przed budynkami tuż przy figurze Jezusa Miłosiernego stała siostra z tego Zgromadzenia, a przed nią stoliczek z książkami. Podeszłam, mój wzrok ominął wszelkie książki, jednak natychmiast zatrzymał się i spoczął na pięknym widoku z zachodzącym słońcem. Też natychmiast, nieśmiało wyciągnęłam rękę po tą kartkę, ale nie wpatrywałam się w ten krajobraz, lecz ją odwróciłam. Mój wzrok szybko biegł jakby czegoś szukał i słusznie, bo dostrzegł cudowne zaproszenia do Stowarzyszenia ,,Faustinum”. Ze łzami w oczach czytałam:
Z okazji 80 rocznicy pobytu Świętej Siostry Faustyny w naszym Zgromadzeniu, dnia 8 listopada 2008r. rozpoczynamy formację Stowarzyszenia ,,Faustinum”- chętnych zapraszamy.
Myślałam, że zemdleję ze szczęścia, które wypełniało moją duszę i wydawało mi się, że słychać jak krzyczy moje serce. Ono krzyczało: Jezu dziękuję, dziękuję za wszystko, a zwłaszcza, że wstrzymałeś wyjazd do Łagiewnik, bo musiałam tu być! Byś mógł mi dać to, czego pragnęłam całym sercem, Jezu jesteś cudowny. Mojej radości nie jestem wstanie wyrazić, bo to kolejny cud jaki doświadczam, to kolejny dowód działania wielkiego Miłosierdzia.
Dziś pisząc to, choć minęło już tyle lat ciągle jestem pełna wdzięczności. Tak bardzo potrzeba mi pogłębiać to Boże miłosierdzie, tak bardzo potrzeba mi ciągle na nowo je przeżywać oraz uczyć się jego. Mam tą możliwość, mogę formować i wzbogacać swoją duszę, ciągle głodną i łaknącą. Boże jesteś Wielki, ale i tak dobry!
Wiele mogłabym pisać o miłości i miłosierdziu naszego Pana, wiele przytaczać dowodów, ale wtedy musiałabym książkę napisać, a to ma być tylko świadectwo…
Więc teraz już tak na podsumowanie…
Przykład mego życia i działanie w nim miłosierdzia Bożego, to jedno wielkie miłosierdzie, to głębia miłości i przeogromne zatroskanie. Upadłam, oddaliłam się od Boga, ale nie On ode mnie, wszystko robił, by mnie pozyskać, by mieć mnie dla siebie, by ma dusza się nie zatraciła. Ja tylko, pozwoliłam uchwycić się za rękę, pozwoliłam się prowadzić.
Więc działał i wiódł z nizin ku wyżynom.
Duch Święty dał światło poznania, uznanie winy, wzbudził żal i chęć powrotu. Tu nic, nie było moje – wszystko dostałam od Boga. On utorował drogę nawrócenia i nią prowadził.
Na początku piszę ,,Należę do ,,Faustinum” ponieważ”… było to moje najgorętsze pragnienie serca. Troszkę dalej – możność przynależenia poddaję wątpliwości i słusznie.
Sytuacja w jakiej się wtedy znajduję: życie w grzechu, jest tamą dla przepływu łaski. Bóg niekiedy nie może dać mi tego czego pragnę, jednak nie zostawia mnie z tym samej. Nie odbiera pragnienia, a raczej, je podnieca i nie dopuszcza by wygasło – do czasu…
Po wielkich próbach, nawet cierpieniach wpierw oczyszczając schorowaną duszę umożliwia całkowitą czystość, czyni nas białym małżeństwem. Po to, by dalej działać, by móc dawać, bez ograniczeń. Choćby po to, byśmy mogli stać się członkami ,,Faustinum”, tak bez zastrzeżeń! A wtedy jeszcze bardziej mówi i bardziej formuje nas w tym swoim miłosierdziu. Jest to twarda szkoła lecz skuteczna i potrzebna do doskonalenia życia. Gdyby nie to, może byłoby nam trudniej, wytrwać w danej nam łasce czystości, ale przecież Bóg wie, co potrzeba duszy do zbawienia.
Czym były te szesnaście lat życia, zachowujące przykazania, do szczęścia w bezkresie?
Warto wypełniać wolę Bożą i słuchać Jego natchnień…
Tak wiele dostałam od Pana Boga, zapewne zabraknie mi życia tu na ziemi, by móc podziękować i zadośćuczynić. Do oceanu miłosierdzia jakie zalewa mą duszę, niech wpłynie do niego kropelka wdzięczności przez to moje świadectwo. Uwieńczone tym, co zaraz jeszcze dopowiem…
Wiele dobrych natchnień otrzymywałam za sprawą Ducha Świętego i wiele wypełniałam, ale i były takie, których nie brałam jako te Boże. Czując nawet niekiedy ponaglenie, pozostawiałam je bez działania, a szkoda. Nie wiem przecież jak długa jeszcze jest moja droga, może to już ostatnia prosta? A kto by pomyślał, że dopiero na tym odcinku mego życia ziści się moje największe pragnienie?
Kiedy patrzę na moją rodzinę i na mnie samą w jej łonie tak po ludzku mogę powiedzieć, iż jesteśmy szczęśliwi, że jest dobrze, naprawdę dobrze: tworzymy też z mężem dobraną parę. Choć jak w każdej rodzinie nie brakuje problemów mniejszych, a niekiedy i większych. Jednak do całkowitego szczęścia niestety ciągle mi czegoś brakowało. Bo niestety człowiek oprócz tego, że jest w ciele, to też posiada duszę i właśnie ze strony duchowej, nie mogę powiedzieć ,,o pełni szczęścia”- brak mi, Sakramentu Małżeństwa!
Jakiś czas temu coraz częściej nachodziła mnie myśl, aby dowiedzieć się czy mój pierwszy mąż żyje. Co prawda kiedyś wcześniej byłam u jego rodziny z prośbą, aby gdyby coś się wydarzyło, dali znać. Być może dlatego nie miałam odwagi. dalej się dopytywać…jednak moje myśli, stawały się wręcz natarczywe. Mało tego, byłam w międzyczasie w szpitalu i na jednej sali leżała ze mną kobieta mieszkająca zupełnie blisko rodziny byłego męża, od których mogłabym otrzymać potrzebne wiadomości. Jednak ciągle byłam ślepa i głucha, nic nie robiłam z tymi myślami, jakby coś mnie powstrzymywało. Czułam w sobie nawet jakby jakąś walkę…i ten silny opór w działaniu. Było mi z tym coraz gorzej… w końcu coś we mnie pękło i z niecierpliwością oraz bezradnością zwróciłam się do córki pracującej w Urzędzie Miejskim: proszę, dowiedz się, gdzie mam się udać, by dowiedzieć się czy on żyje!
Już następnego dnia ona do mnie dzwoni: mamo usiądź, on nie żyje już trzy lata. Wtedy jakby łuski spadły z mych oczu, jakby rozum rozjaśnił się i zrozumiałam, że to była walka – dobra ze złem. Bardzo komuś zależało by nie dopuścić do Sakrament Małżeństwa, ale jednak to Bóg, zawsze zwycięża!
Nikt chyba nie jest w stanie sobie wyobrazić co wtedy ze mną się działo. Zaraz następnego dnia, już rychło rano, byliśmy u księdza proboszcza, załatwiać formalności związanie ze ślubem, a od tej pory wszystko szło jak z płatka, wylał się potok łask!
Mogłoby to wydawać się, aż nie wiarygodne, a jednak… i rzec by można, że to co się dzieje jest tak na ,,ostatnią chwilę”, tuż przed Wielkim Postem, przed samą pandemią i wielkimi ograniczeniami, tak jakby ktoś powiedział: stop, jeszcze nie teraz, najpierw oni muszą dokończyć to, co się zaczęło…
Mieliśmy na to wszystko dobry miesiąc – zebrać potrzebne dokumenty, załatwić salę na małe przyjęcie, kupić ubiory i obrączki, no, a i finanse takie jak u emerytów? Daliśmy jednak radę: dokumenty załatwione w mig, sala też, ubiory również. Obrączki, co prawda jeszcze niedawno mieliśmy, ale tak z wdzięczności oddaliśmy je Maryi w formie wotum dziękczynnego za całokształt
Jej pomocy w naszym życiu. Więc też tak w mig je kupiliśmy, a i finanse też się znalazły, bo jakby Pan Bóg przewidział już wcześniej, to wszystko. No i padła jeszcze, tak spontanicznie data ślubu: sobota 22 lutego.
Czekaliśmy już tylko na ten wspaniały dzień, ale trochę zastanawiałam się co to jest za dzień ten 22 lutego, czy on coś znaczy? Bo wybór jego rzeczywiście był zupełnie spontaniczny, jakby już z góry zaplanowany. Przez kilka dni nad tym się zastanawiałam, ale daremnie, nie znajdowałam odpowiedzi. W przeddzień naszego ślubu dzwoni znajoma -Terenia, czy ty wiesz jaki jutro jest dzień? Oczywiście, nasz ślub! Tak, tak, ale nie o to chodzi i dalej mówi: 22 lutego Pan Jezus objawił się Świętej Faustynie polecając jej namalowanie obrazu – Jezusa z napisem Jezu Ufam Tobie. No tak, teraz rozumiem, radośnie krzyknęłam, ale cichutko zadałam sobie pytanie: czyżby tu było dla mnie jakieś przesłanie? Malować absolutnie nie umiem więc nie o to chodzi, uśmiechając się sama do siebie westchnęłam.
Coś w tym chyba jednak jest prawda? Postaram się więc w sercu nosić wizerunek Pana Jezusa i opierać swe życie na zaufaniu właśnie Jemu. A może miłe będzie Panu to świadectwo, może właśnie oczekuje go ode mnie, jako od tej tak obdarowanej, Jego miłosierdziem?
Nic, co jest od Boga, nie jest tylko dla mnie. Darem – trzeba się dzielić… muszę dzielić się radością z możności bycia w ,,Faustinum” i tym ile zyskałam, ile moja dusza zyskała! Również i tym, że bardzo ważne, pouczające, oraz wzbogacające życie, jest każde spotkanie. Zyskuje się tam zupełnie inne spojrzenie na codzienne problemy nas otaczające. Ciepło i życzliwość naszych opiekunów duchowych czynią nas bardziej wrażliwych na dobro dla innych, czujemy, że jesteśmy w jednej rodzinie, w Bożej rodzinie, pod ciepłymi skrzydłami, naszego Odkupiciela.
Dodam jeszcze -ślub był piękny, bardzo duchowy, był to najcudowniejszy dzień w naszym życiu, tak bardzo upragniony i tak długo oczekiwany. Jezu, jak dobrze, żeśmy Tobie zaufali!
Ktoś z uczestników zaślubin powiedział: ślub był cudowny: Bóg Ojciec błogosławił, Jezus i Maryja się radowali, Duch Święty tańczył, a Aniołowie śpiewali.